22 lutego 2016

Wianek do salonu




Witajcie :)

Miało być leniuchowanie,
 a tu nagle dopadła mnie wena i tak powstało kilka prac. 
Jedną z nich zaprezentuję dzisiaj.
Ktoś powie:
"wianek do salonu?"-
a ja odpowiadam -
dlaczego nie?




Jeżeli bardzo lubisz dekorować swój dom, 
nie boisz się wieszać na ściany różne ozdoby,
a nawet można by pokusić się o stwierdzenie, 
że wcielasz w swoją przestrzeń elementy stylu prowansalskiego 
to jak najbardziej możesz wykonać taki wianek. 




Co było inspiracją?
Przede wszystkim chciałam wprowadzić do mojego salonu kolejny biały element,
 ale także ożywić zieloną, podświetlaną z góry ścianę.
Fiolety miały pasować do wszystkich elementów nagromadzonych wcześniej,
dzięki którym salon nazywamy "lawendowym zakątkiem".
Wykorzystałam do pracy wianek z grubej wikliny malowany na biało, 
który można kupić w sklepach ogrodniczych, marketach lub na giełdzie kwiatowej.







Oprócz tego potrzebne będą
  poszczególne elementy wykonane z wełny czesankowej 
metodą filcowania na mokro, o której pisałam - TU.










Do tego klej na gorąco i odrobina wyobraźni
dzięki której możesz dowolnie zestawić i przykleić wszystkie części.








Jeszcze ostatnie poprawki
 wykonane za pomocą igiełek do filcowania na sucho
 i praca jest gotowa! 
A tak wianek prezentuje się na ścianie.








Na dziś to wszystko...
Tydzień ferii przeleciał jak z bicza strzelił!
Głównie przeznaczyłam go na odpoczynek, ale też sprawy zdrowotne całej rodziny.
Trochę czasu spędziłam w poczekalniach i gabinetach lekarskich jednak miało to duży plus -
 nauczyłam się jeszcze większej cierpliwości do życia i doceniłam wartość zdrowia.
Spotkała mnie też miła niespodzianka, ale o tym napiszę następnym razem.
Przez jeden dzień nacieszyłam się widokiem śniegu...









Na koniec życzę wszystkim, aby wiosenka zdecydowała się przyjść nieco szybciej, 
gdyż po ostatnich pochmurnych, szarych i ponurych dniach bardzo tego wszyscy oczekujemy...

 
Do zobaczenia, do następnego napisania :)
 

15 lutego 2016

Tęskniąc za prawdziwą zimą...




Witajcie :)

Przede mną długo oczekiwane ferie, 
a co za tym idzie odpoczynek od pracy, leniuchowanie,
 ale też porządkowanie różnych spraw i rzeczy...






A ponieważ ferie zimowe kojarzą mi się głównie -
 z puszystym śniegiem i bajecznie uśpionym ogrodem -
zatęskniłam za mroźną, słoneczną pogodą, 
skrzącym się śniegiem pod butami 
oraz lśniącymi - srebrzystymi gwiazdeczkami spadającymi z nieba.
Dlatego początek tak długo oczekiwanego wolnego czasu
 postanowiłam spędzić w górach.
 





I dlatego dzisiejszy wpis -
 na przekór temu co mamy za oknem -
 wspomnienia zimowych, pełnych słońca walentynek w górach 
oraz ogród pod puchową białą pierzyną - 
zdjęcia pochodzą z tego roku.
Zapraszam...


































A ponieważ przedwiośnie coraz bardziej puka do naszych drzwi -
 myślę, że to ostatnie obrazy zimowego ogrodu w tym roku.
  Chociaż mogę się mylić... 
Pogoda lubi przecież zaskakiwać -
 na myśl przychodzi mi ubiegłoroczny atak zimy w kwietniu - TU.
Póki co wszyscy myślą już o wiośnie,
zieleni, ciepełku i całej gamie kolorów...
Oczywiście poza osobami, które rozpoczęły ferie
i uwielbiają białe szaleństwo...






Na koniec jeszcze fotki z Zakopanego,
które nas nie zawiodło piękną zimową aurą,
malowniczymi górskimi krajobrazami
i wyjątkowym klimatem...
















Życzę wszystkim radosnego, udanego tygodnia,
oby słoneczko częściej wychodziło spoza gęstych i ciemnych chmur...
Do zobaczenia :)

 

9 lutego 2016

Razem przez tyle lat...



Dzisiejszy post dedykuję mojej drugiej połówce, która mimo tego, że jestem bardzo specyficznym przypadkiem, wiecznie niespokojnym duchem, niesamowitym wrażliwcem, człowiekiem bujającym stale w obłokach - uwierzyła we mnie, wytrwała i znosiła wszystkie moje dziwactwa, nastroje, zachcianki oraz dziecięcą impulsywność w różnych sytuacjach.


Jak ogień i woda,
jak słońce i deszcz, 
jak skała i miecz...

Ty ze mną, ja z Tobą, 
Ty z włócznią - ja bez...

By w końcu się spotkać 
na morzu otchłani
i wyrównać spokojny rejs...
                                                              2010 r.






Dokładnie 26 lat temu spotkaliśmy się jak dwa przeciwległe bieguny, by po roku znajomości pobrać się - jeszcze w pełni niedojrzale, jeszcze w czasach, gdy większość trudnych spraw było w rodzinach tematem tabu jednakże wartości rodzinne mocno wtedy akcentowano...






Los często kierował nas pod górkę, wystawiał na różne próby, czasami było lepiej, czasami było gorzej - tak bywa, kiedy w życiu spotykają się dwa zupełnie inne charaktery. Przebrnęliśmy ten maraton życiowy pokonując niejednokrotnie złe duchy, które stały nam na drodze.


Kim jesteś, 
gdy zmieniasz się 
we wzburzony ocean...

Czy pragniesz 
zniszczyć wszystko
jak fala tsunami?

Cóż z tego pozostanie
dla nas obojga?

Nie warto
poddawać się
prądom otchłani!

Lecz zakotwiczyć
na spokojnej wyspie -
wyspie harmonii życia...
                                                       2012 r.




                                                                                                                              Fot. B. Kottal          


Mamy trójkę wspaniałych dzieciaków (25, 19 i 15 lat), wybudowaliśmy dom i posadziliśmy mnóstwo drzew w ogrodzie. Z roku na rok rośnie liczba naszych znajomych i przyjaciół, których mamy w całej Polsce. Nasz dom jest radosny i otwarty dla wszystkich.





Mamy swoje wspólne pasje oraz te indywidualne. W pewnym momencie życia odkryliśmy fascynację podróżami. I chociaż byłoby naprawdę ciężko pod względem finansowym zawsze staramy się odłożyć na wspólny rodzinny wyjazd, żeby odpocząć od zwykłej codzienności.


Nic tak nie krzepi człowieka,
jak bliskość ukochanej osoby,
 jak celebracja bycia razem,
jak wspólny posiłek, czy dotyk...
Do tego świadomość 
wspólnych oczekiwań, planów i marzeń
- dopełnia głębi uczucia...
                                                    2013 r.


                                                                                                        Fot. H. Mutschler-Thamm


Może to kogoś dziwi, a może nie - razem stanowimy zespół ludzi wzajemnie wspierających się 
i uzupełniających. Bez przyjaźni, tolerancji i współpracy nie dalibyśmy rady w dzisiejszym trudnym, szybkim i nastawionym na materializm świecie.






Dlatego dziękuję mojemu drogiemu żowi za te wszystkie wyjątkowe lata...
Za to, że potrafi mocno stąpać po ziemi.
Za to, że jest najwspanialszym opiekunem wtedy - kiedy tego potrzebuję.
Za to, że spełnia wszystkie moje zachcianki...
Za to, że jest w stanie "przenieść dla mnie góry"... 
  Za to, że jest cudownym kucharzem oraz opiekunem dzieci.
  Za to, że potrafi wytrzymać z takim "dzikusem" i wrażliwcem jak ja...
Oraz za to, czego nie zdołałam wypisać, ale noszę to głęboko w sercu...




 
                                                                                                              Zakynthos - Grecja, 2013 r.


Wybaczcie mi ten osobisty post, ale mój drogi M. od pewnego momentu stał się wiernym czytelnikiem mojego i Waszych blogów. Zatem dziś w naszą rocznicę - wielka niespodzianka i zarazem podziękowanie za wspólne 25 lat!




                                                                                                         

3 lutego 2016

Filcowa biżuteria - c.d. odważnej czerwieni




Witajcie :)

Ponownie zapraszam wszystkich do mojego świata ręcznych filcowanek.
Dzisiaj czerwień dla odważnych, niezwykłych i walecznych kobiet, ale nie tylko...




 Kolor czerwony często wykorzystuję podczas tworzenia filcowej biżuterii.
Czasami jest to pojedynczy koralik, aby ożywić całość, czasami kilka elementów, aby nadać biżuterii dynamizmu, a czasami cały komplet zawiera paletę barw koloru czerwonego.
Takie też będą dzisiejsze prace, czyli korale różnej grubości i wielkości od jaskrawej, 
aż po przygaszoną czerwień.






Lubię ten kolor - nie tylko na paznokciach, ale także jako dodatek do przygotowanych stylizacji.
Pierwsza z moich prac powstała pięć lat temu techniką filcowania na sucho. 
Czerwone kuleczki połączyłam maleńkimi czarnymi koralikami.
 Idealnie pasuje zarówno do czerni, jak i do bieli.






Następnie powstały długie korale o zróżnicowanej grubości kulek, które wykorzystuję w dwóch wariantach: jako bardzo długa biżuteria np. do sukienki, albo po dwukrotnym zawieszeniu na szyi - jako artystyczny filcowy nieład.










W międzyczasie pojawiły się kolczyki - jako dodatek do koralików, ale często wykorzystuję je zupełnie oddzielnie jako pojedynczy element do ubioru, który ożywia całość.



 

Potem pojawiły się wielokolorowe koraliki z dodatkiem czerwonych elementów,
 które można dopasować do przeróżnej kolorystyki odzieży.







Następna praca to już upominek do bardzo bliskiej osoby, ale która lubi biżuterię bardzo delikatną, stąd też poszczególne kuleczki są maleńkie oraz zróżnicowane pod względem wielkości i koloru.







Ostatnia - tegoroczna praca to już podwójna kolia czerwonych koralików 
pasująca do czarnej sukienki z czerwonymi motywami.
Bardzo delikatne, drobniutkie wykonanie techniką łączoną czyli na sucho i mokro doskonale harmonizuje z całością.



  


Nie wiem czy poprzestałam na tym kolorze czy też w przyszłości powstaną inne prace,
 ale zapewniam, że na pewno zaprezentuję je na blogu.
Dla osób rozpoczynających przygodę z filcowaniem być może moje pomysły będą inspiracją 
do wykonania własnych prac.





Z odważnej czerwieni to na razie wszystko.
Ciekawa jestem, które korale najbardziej przypadły Wam do gustu.


Pa, pa, pa do zobaczenia kochani :)