28 sierpnia 2015

Mój nowoczesny romantyzm i pożegnanie z wakacjami




Czas wakacyjny dobiegł końca, za mną pozostaną beztroskie chwile, wyjątkowy czas spędzony 
z najbliższymi oraz obietnice, które starałam się wypełnić. Naładowałam baterie podczas wymarzonego wakacyjnego wyjazdu, wśród zieleni własnego ogrodu, a także podczas chwil spędzonych sam na sam ze sobą...

Jak obiecywałam - odwiedziłam i spotkałam się ze znajomymi, z niektórymi po kilku latach.
 Brakło czasu, żeby wykonać coś ciekawego z rękodzieła, ale za to zrobiłam remont mojej pracowni.




Historia miejsca, o którym jest dzisiejszy post jest bardzo krótka, dlatego, że moja pracownia, jak ją nazwałam, a właściwie mój własny kąt, czy azyl istnieje od niedawna. Po przeprowadzce syna 
do większego pokoju pozostał malutki pokoik z ukośną jedną ścianą na piętrze naszego domu. Pomyślałam wtedy o wszystkich moich książkach, zeszytach, segregatorach, a także innych akcesoriach do rękodzieła, które znajdują się dosłownie w różnych miejscach. Częściowo w salonie, częściowo w sypialni, nawet w szafkach kuchennych (znacie ten ból - po prostu wszędzie). Ogarnięcie tego wszystkiego przez ponad 20 lat pracy sprawiało mi nie lada kłopot. 




Po przejęciu pokoiku umieściłam w nim wszystkie swoje rzeczy, drobnostki, ważne materiały i książki. Jednak przeglądając różne blogi zapragnęłam, właściwie zauroczyłam się Waszymi przemianami różnych miejsc w domu. Ponieważ już wcześniej wykonałam matamorfozę babcinej szafki pomyślałam, że dam radę nawet przy takim przedsięwzięciu jak pokój.




W ten sposób powstało miejsce, z którego nie tylko ja korzystam, ale też moje córki, a które jest dla mnie miejscem wyjątkowym pod każdym względem. 
Do przemalowania szafek użyłam nie czystej bieli, a koloru kremowego, żeby nadać im bardziej łagodnego i ciepłego tonu. Sposób malowania, ozdabiania i przecierania znajduje się TU.




Wykorzystałam starą bezużyteczną ramkę, przeznaczoną właściwie na opał,
 którą przemalowałam dokładnie w tych samych odcieniach.




Z córką zrobiłyśmy kącik artystyczny ze sztalugą, pędzlami oraz farbami. 






Jest kącik z nitkami, wstążeczkami, serwetkami i innymi akcesoriami do decoupage.




Romantyczna szafeczka, którą otrzymałam od męża na walentynki
 chowa w sobie skarby do filcowania.




Nie mogło zabraknąć akcentu z pachnącą lawendą. Na razie lawendowy kącik jest w fazie początkowej - pewnie będzie zmieniany kilka razy.




Na półkach odnalazły swoje miejsce moje ulubione książki, głównie poradniki i słowniki,
 ale też klasyka literatury i ukochana seria "Perełki".






Są też perfumy, biżuteria i oczywiście świece.
Także mój portret wykonany z kwiatów przez młodszą z córek.






Zawsze marzyłam o takim właśnie własnym kącie, dopiero teraz, po tylu latach
 (w tym roku obchodzę 25 lat pracy zawodowej) udało mi się go zorganizować i wykonać.
Nie chciałam przeładowywać go różnymi materiałami, na pewno z biegiem czasu półki zapełnią się
 i zrobi się ciaśniejszy i jeszcze bardziej przytulny. Czas pokaże...
Póki co mam trochę ciasny, ale własny kąt... 



Na razie żegnam się z Wami, gdyż przede mną bardzo pracowity okres, więc i czasu na robienie zdjęć i pisanie będzie trochę mało... ale postaram się nie zapomnieć o świecie blogowym i zaglądać 
to tu, to tam oraz podpatrywać, co u Was ciekawego się dzieje...

Do zobaczenia już w nowym roku szkolnym :)

21 sierpnia 2015

Kierunek - Częstochowa




Aby dopełnić tradycji,
Aby nie zapomnieć o tym, co było...
Aby kolejny raz odkryć wielką tajemnicę Świętego Obrazu,
Aby zastanowić się nad sensem życia...
Aby pokazać młodemu pokoleniu co ważne, a co mniej ważne...




Jak co roku, na koniec wakacji, naszym kierunkiem podróżniczym jest
  Częstochowa oraz jej niedalekie okolice.
I tak od prawie 30 lat przeżywam to, czego nie da się ująć w słowa, 
a trzeba raczej samemu doznać, naocznie zobaczyć, posłuchać, a nawet dotknąć...




Wjeżdżając samochodem w słynne aleje nie sposób nie otrzeć niejednej łzy, które same uciekają
 spod powiek i ciemnych okularów. Wracają wspomnienia 5 pieszych pielgrzymek, ogromu emocji, burzy hormonów, zmęczonych nóg, niepewności o nocleg i szczęścia powiązanego z niebywałą radością, że to już cel, że to ten moment, kiedy ją zobaczymy i zaśpiewamy "Madonno..."




Przekraczając bramę Jasnej Góry emocje sięgają zenitu, 
już wiem, że jestem coraz bliżej i bliżej...




Stojąc przed ołtarzem staram się kolejny raz powstrzymać łzy, 
nie chcę przecież robić z siebie widowiska, przecież patrzą inni i własne dzieci... a jednak...
 Przed oczami pojawia się obraz: widzę siebie w wieku moich córek, jak stoję z całą rodziną 
i proszę o łaskę i zdrowie... dla tej, której już nie ma... matki...




Nie sposób powstrzymać te emocje, choćbyś się starał nie wiem, jak...
 Obrazy w pamięci nie zanikają, ale od tylu lat niezmiennie powracają i utrwalają się...




Tutaj nieważne, czy jesteś profesorem, czy kolejarzem, czy naukowcem, czy taksówkarzem... 
wszyscy posuwają się w Jej stronę, na kolanach, coraz bliżej i bliżej...
 Jej światło i blask przyciągają, jak magnes, a ty lgniesz do niego zanosząc swe prośby...




Emocje opadają na murach, 
w ciszy i skupieniu przeżywasz kolejne tajemnice Drogi Krzyżowej, 
za każdym razem inaczej, po swojemu...




W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że nie tylko ty przychodzisz tutaj w skupieniu
 i ze swoimi intencjami, ale obok ciebie przechodzą tłumy ludzi z różnych stron świata.
 Wszyscy lgną tu, jak do swojego domu, jakby szukali schronienia... u Jej boku...




Wychodząc poza główną bramę już wiesz,
 że wrócisz tu za rok, ze swymi najbliższymi, by dać im wzór
 i pamiątkę tego, co było sprzed 30 lat...




Wracając do domu kierujemy się na ruiny zamku w Olsztynie.
 Niezmiennie od wielu, wielu lat odkrywamy nowe ścieżki prowadzące na szczyt ruin.
 Delektujemy się pięknem krajobrazu, które za każdym razem fascynuje nas coraz bardziej.






Z Olsztyna jedziemy na Złoty Potok, a tam Źródła Elżbiety i Zygmunta wypływające spod skał 
dają nam ochłodę i gaszą pragnienie niesamowitym smakiem jurajskiej, czystej i zimnej wody.






Szukając wytchnienia po całym dniu emocji i wrażeń odnajdujemy je wśród wapiennych skałek
 i jaskiń otoczonych starymi drzewami lasu mieszanego. Tam w sposób piknikowy odpoczywamy
 w naturalnym plenerze, podpatrując pracowite mrówki i wsłuchując się w szum drzew. 




Po odpoczynku wśród tak błogich i naturalnych krajobrazów wracamy szczęśliwi oraz spełnieni 
do domu, z pewną nutką nostalgii, że "coś" kończy się w naszym życiu, a zaczyna "coś" nowego... 
oraz, by powrócić tu... za rok...


16 sierpnia 2015

Sałatka z cukinii


Witajcie:)
Ponieważ dawno nic nie pichciłam w kuchni, a mój ogródek warzywny obfituje w gigantyczne cukinie wzięłam się do roboty i tak wspólnie z całą rodzinką zrobiliśmy takie małe zapasy na zimę. 




Temat oczywiście dla smakoszy cukinii, do których ja się zaliczam w 100 procentach.
 Po wypróbowaniu niejednego przepisu z dodatkiem cukinii z blogów kulinarnych, przyszedł czas 
na pyszną kolorową warzywną sałatkę. Przepis na nią wędrował w naszej rodzinie i był zapisywany z pokolenia na pokolenie, trochę modyfikowany w zależności od upodobań smakowych.




A teraz pokażę, gdzie wyhodowałam tak dorodne cukinie... Okazuje się, że najlepiej rosną na kompostowniku! Na wiosnę wydzieliliśmy część kompostownika, w którym zostawiliśmy warstwę dobrej ziemi i tam właśnie wyrosły mega cukinie, czyli tzw. kabaczki. Pomimo bardzo suchego lata 
i braku wody (rzadko je podlewaliśmy) rośliny nieźle sobie poradziły w takich warunkach.



Oto co potrzebujemy do wykonania sałatki:
3 kg cukinii (3 duże cukinie)
1 kg cebuli
1 kg marchwi
1 papryka czerwona 
4 l wody (lub wg własnego uznania)
0,5 szkl. soli
2 szkl. octu
2,5 szkl. cukru
10 - 12 litrowych słoików
liście laurowe 
ziele angielskie
gorczyca



Cukinie obrać ze skórki, wyciąć środek, a następnie poszatkować na szatkownicy w ćwiartki. Paprykę oczyścić i pokroić w paseczki. Oczyszczoną marchew zetrzeć na grubych oczkach tarki, a cebulę pokroić w piórka. Wszystko wymieszać w dużej misie lub innym naczyniu.






Do czystych słoików wkładamy przyprawy i przygotowaną sałatkę, zalewamy przegotowaną ostudzoną zalewą i pasteryzujemy ok. 10 - 15 minut.




Po pasteryzacji odwracam słoiki do góry dnem i odczekuję, aż wystygną. Następnie przenoszę słoiki do spiżarni, piwnicy lub innego ciemnego miejsca.



 
Po około tygodniu można wypróbować smak sałatki - wtedy przekonamy się, czy dodać więcej 
lub mniej jakiegoś składnika do zalewy, bowiem smaki bywają różne...




Ponieważ uciążliwe upały mijają może warto pomyśleć o zapasach na zimę, tym bardziej, że możemy je przygotować wg własnych pomysłów, upodobań i smaków.  
Do zobaczenia :)




13 sierpnia 2015

Rojniki - gruboskórne piękności w ogrodzie


Witajcie :)
Za nami kolejny gorący, wakacyjny tydzień.
Powinniśmy się cieszyć, że pogoda tak bardzo nas rozpieszcza, a jednak...
Patrząc na wyschnięte trawniki, suche drzewa, krzewy oraz rośliny w ogrodach trudno do końca cieszyć się z tak upalnego lata, jakie jest w tym roku .
Po dokonaniu bilansu strat doszłam do wniosku, które rośliny są najbardziej odporne na suszę. Okazały się nimi maleńkie, ale jakże urodziwe rojniki.



W mięsistych liściach pokrytych grubą skórą rojniki magazynują wodę. Ta cecha pomogła moim nielicznym roślinkom przetrwać ogromną suszę w ogrodzie.



Niestraszne im było gorące i palące słońce...
Przycupnięte przy ziemi, blisko siebie, żeby zapobiec utracie wody - przetrwały,
 jak żadne inne rośliny...




Nie tylko wsadzone bezpośrednio do gleby,
 ale nawet w różnych pojemnikach dały radę przezwyciężyć fale gorącego powietrza.





Niektóre wysiały się, jak drobny maczek utrzymując bliskość z rośliną mateczną.




Są takie, które wylewają się bezpośrednio z ceramicznego dzbana
 wprost na nagrzane od słońca kamienie żółtego piaskowca.




I takie, które znalazły swój dom w starym, ale jakże przytulnym bucie...




 I takie, które zwisają z przepełnionych po brzegi ciasnych doniczek...




Niektóre tworzą całe rozety, przygotowane do niebywałego zakwitnięcia.
 Cały ten wyjątkowy naturalny proces kończy życie pięknych rojników,
 pozostawiając nowe malutkie potomne rozetki.




Próba zaaklimatyzowania rojników pochodzących z naturalnego środowiska 
powiodła się bez problemu. 
Ich uroda różni się jednak od tych wyhodowanych większą delikatnością, drobniuteńkimi wymiarami oraz tym, że najlepiej czują się w szczelinach naturalnych skał.




Odmiany rojników bywają różne:
 o odmiennych barwach, czasem pokryte włoskami lub osnute delikatną pajęczynką.






Podsumowując dzisiejszy spacer po ogrodzie mogę stwierdzić z całą stanowczością, 
że te bezproblemowe sukulenty ozdobią każdy ogród: 
na skalniaku, na murkach, w donicach, nawet na balkonie.
 Musimy im zapewnić tylko dużo słońca i odrobinę zachodu z naszej strony, 
a z efektu będzie zadowolony każdy z nas.



Spacer trochę długi, ale ja nie potrafię inaczej...
Wśród roślin zatracam się całkowicie...
Do zobaczenia
:)