Witajcie kochani:)))
Mój ogród nie byłby moim ogrodem bez tych cudownych kwiatuszków...
I chociaż cieszą oko niezbyt długo i trzeba je potem wymieniać na inne to mają w sobie taki urok i niepowtarzalność jakiej nie znajdziecie w innych roślinkach...
O bratkach pisałam już wcześniej - TUTAJ
Wchodząc do ogrodu co roku obsadzam nimi starą beczkę. W ten sposób ożywiam jeszcze ponure kąty i dodaję trochę jaskrawości zielonemu tłu...
Bratkami wysadzam koszyki, dzbany, stare naczynia i garnki. Wszędzie tam, gdzie jest jeszcze miejsce i odpowiednie tło znajdują się sadzonki bratków.
Czasami długo szukam dla nich odpowiedniego miejsca... Biegam wtedy po ogrodzie z dzbankiem lub innym naczyniem, żeby w końcu postawić je na zaszczytnym miejscu...
Żółte bratki kupuję zawsze przed kapliczkę. Ta odmiana nie tylko ożywia to miejsce, ale sprawdza się podczas pielęgnacji i mocnych wiatrów.
Trudniejszymi w uprawie są wyszukane kolory bratków. Są delikatniejsze i mniej odporne na podmuchy silnego wiatru, ale nie mogłam się im oprzeć...
Bratki towarzyszą mi wszędzie, nawet podczas porannej kawy w ogrodzie...
Jest jeszcze tyle fajnych odmian, ale co roku staram się wybierać inne kolory. Tylko żółte tradycyjnie królują na swoich miejscach...
A czy wy lubicie bratki?
Czy nie zniechęca was to, że trzeba je potem wymieniać na inne kwiaty?
Napiszcie o tym!
Dla mnie to kwiaty wyjątkowe...
Ich kolorem i subtelnością pragnę was pokrzepić choć trochę...
I pamiętajcie - jeszcze będzie dobrze...
Trzymajcie się mocno!
Życzę wszystkim dużo, dużo zdrówka:)))